Oslo, OsloMet, 18.02.2022 r.
Technologia
informacyjna była… Interesująca i nudna. Pasjonująca i nużąca.
Dawała przepustkę do wykształcenia i dobrego zawodu. Była
praktyczna i ważna. Licencjat był ciężki. Wymagał wielu
wyrzeczeń oraz poświęceń. Nieprzespane noce były tradycją,
podkrążone oczy stałym elementem mojego wyglądu. Nie
wszyscy dotrwali do kolejnego etapu. Jedni odpadli, drudzy
zrezygnowali, trzeci stwierdzili, że wolą szukać szczęścia gdzie
indziej. Rozumiałam to. Szanowałam. Ja wytrwałam. Pragnęłam, aby
pierwszy rok studiów magisterskich dobiegł już końca. To było
niemożliwe, bo dopiero niedawno rozpoczął się drugi semestr.
Wymagano od nas więcej zaangażowania, więcej chęci, więcej
zrozumienia. Wykłady były skomplikowane, a ćwiczenia pogmatwane.
Zaciskałam zęby. Robiłam notatki, wykreślałam błędne zdania,
podkreślałam istotne tematy i zagadnienia. Byłam jedną z niewielu
dziewczyn na roku i drugą
w mojej grupie. Czułam się wyobcowana. Nie
lubiłam rozmawiać z ludźmi. Wyjątek stanowili prowadzący
zajęcia. Niekiedy czułam się nieswojo, momentami bałam się
zgłaszać, bo czułam się wyśmiewana. Byłam nieśmiała i
zagubiona. Mój charakter był skomplikowany, a jego gałęzie
splątane. Nie utrzymywałam z nikim kontaktów, moje życie
towarzyskie praktycznie nie istniało. Inni wychodzili na miasto,
spędzali ze sobą czas, poznawali się przy piwie, bądź innych
trunkach. Na początku zapraszali i mnie, ale odmawiałam. Później
przestali. Byłam odludkiem. Nie czułam się dobrze ze sobą.
Momentami się nienawidziłam, a każde spojrzenie w lustro
powodowało wstręt. Nie umiałam tego zmieniać. A może nie
chciałam, bo przyzwyczaiłam się do takiego stanu rzeczy. Lubiłam
się uczyć. W tym czułam się naprawdę dobra. I po raz pierwszy w
życiu prawdziwie doceniana. Było mi ciężko, brak kontaktu z
innymi wszystko pogarszał. Dalej tkwiłam sama jak palec w wielkiej
sali, otoczona prawie obcymi kolegami. Westchnęłam kreśląc
błędnie przepisane zdanie. Szybko je poprawiłam, skupiłam uwagę
na słowach. Trzasnęły drzwi. Podskoczyłam
na niewygodnym siedzeniu.
– Przepraszam
za spóźnienie! –
wysapał
zdyszany chłopak. Mój wzrok go pochłaniał.
–
Pół
godziny, panie Villumstad –
starszy
mężczyzna ostentacyjnie wskazał na zegarek widoczny na jego lewym
nadgarstku.
–
Przepraszam
–
odrzekł
blondyn i przeczesał swoje włosy.
–
Proszę
zająć miejsce –
rzekł
wykładowca i odwrócił się do tablicy. Czekałam w napięciu.
Jedyne wolne miejsce było obok mnie. Przymknęłam oczy, wstrzymałam
oddech. Krzesło zaskrzypiało i ugięło się pod ciężarem
chłopaka. Zapach jego perfum doleciał do moich nozdrzy. Starałam
się na niego nie patrzeć. Było to cholernie trudne. Wyciągnął z
torby materiały, otworzył do połowy zapisany zeszyt, do ręki
wziął długopis, a za ucho wetknął wystrugany ołówek. Uległam
pokusie. Udając, że chcę sprawdzić widok za oknem, lekko się
odwróciłam i zatrzymałam na nim spojrzenie. Jego profil był
skupiony. Ręka, w której trzymał długopis była napięta,
uwydatniała mięśnie i żyły. Kosmyki jego włosów opadały mu na
czoło. Miałam ochotę wyciągnąć w ich kierunku dłoń, złapać,
przeczesać je, by poznać ich fakturę. Zbadać miękkość. Lekko
rozchylone wargi były ułożone w lekkim uśmiechu. Westchnął.
Poczułam zapach świeżo wypitej kawy, zmieszany z miętową pastą
do zębów. Moje serce umierało z miłości. I bólu. Szybko się
odwróciłam, chwyciłam po pióro, by zapisać kolejną
skomplikowaną formułę. Ręka mi drżała. Byłam taka głupia. –
Zanim
przejdziemy do końca zajęć, chciałbym coś ogłosić –
Głos
pana Hansena
poniósł się echem po wypełnionej sali. –
Nasze
zajęcia nie są objęte egzaminem, jednak na zaliczenie przedmiotu
każdy z was, a w zasadzie każda grupa będzie musiała przedstawiać
prezentację i omówić przed wszystkimi zagadnienie, które za
chwilę otrzymacie. Tak, to praca grupowa –
Dodał
spostrzegając nasze miny. Prawie wszyscy byli zadowoleni. Ja
jęknęłam w duchu. –
Zaraz
podzielę was według alfabetu –
Oznajmił
i podszedł do leżącej na pulpicie listy. Nie. Nie. Nie.
–
Panie
profesorze! –
ręka
siedzącego obok mnie chłopaka wystrzeliła w górę. –
Ja…
–
Doskonale
wiem o pańskim zawodzie, nie musi pan mi o tym przypominać –
uciął
pan Hansen. –
Za
nieco ponad miesiąc kończy pan sezon, jestem w stu procentach
przekonany, że wraz z grupą da pan sobie radę –
Powiedział
zerkając na skrawek papieru. I oto ja, Elin Vatne, wieczny wyrzutek,
trafiłam do grupy z pewną siebie i przebojową Berit Thomassen,
wygadanym i pogodnym Akselem Thoresenem i… Fredrikiem Villumstadem,
miłością mojego życia od czterech lat.
Uczelniana
stołówka była wypełniona po brzegi. Kakofonia dźwięków tłukła
się w mojej głowie. To było przytłaczające. Nienawidziłam
tego uczucia. Studenci rozmawiali głośno, debatowali o zajęciach,
ćwiczeniach, kolokwiach i ogromie materiału. Chciałam zniknąć,
wtopić się w tłum, by nie brać udziału w konwersacji. Praca
grupowa mnie paraliżowała i przerażała. Wcisnęłam się w
najdalszy kąt, objęłam dłońmi gorący kubek z kawą i
spuściłam wzrok. Uporczywie gapiłam się na brązową ciecz.
Schyliłam się, by trochę ją ostudzić. Opadające włosy
połaskotały mnie w twarz. Kiedy podniosłam głowę, Fredrik
siedział naprzeciw mnie. Przełknęłam ślinę. I znów spuściłam
wzrok. Serce
wybijało szalony rytm w mojej piersi.
– Elin,
możemy na ciebie liczyć, prawda? –
Berit
zaszczebiotała słodko i zajęła miejsce obok Fredrika. Przeniosłam
na nią swoje spojrzenie. Była zupełnym przeciwieństwem mnie.
Wiedziała, czego chce. Nie wstydziła się siebie. Nie wstydziła
się Fredrika. Była duszą towarzystwa. Lśniące włosy upięła w
niechlujny kok. Usta pomalowane krwistoczerwoną szminką zdawały
się ze mnie kpić. Miała głębokie, brązowe spojrzenie, które
niejednego mogłoby zahipnotyzować.
–
Słucham?
–
wymamrotałam
z trudem. Nie chciałam wyjść na idiotkę, ale sukcesywnie do tego
dążyłam.
–
Daj
spokój! Masz najlepsze oceny z nas wszystkich, ogarniasz temat i po
prostu jesteś kujonem –
podsumowała
upijając łyk niegazowanej źródlanej wody.
–
Berit,
to praca grupowa. Elin nie zrobi wszystkiego za nas –
upomniał
ją Aksel. W duchu mu podziękowałam, chociaż prawda była taka, że
wolałam zrobić to sama. By nie cierpieć w jego obecności.
By nie cierpieć z powodu tego, że nie zwraca na mnie uwagi. Że się
nie odzywa. Że uparcie milczy.
–
Ale
z ciebie nudziarz! Elin i tak nie ma nic innego do roboty, prawda? Co
ty o tym sądzisz, Fredrik? –
spytała
zalotnie trzepocząc rzęsami. Coś przekręciło mi się w żołądku.
–
Zgadam
się z Akselem –
odpowiedział.
–
Prawda
jest taka, że na mnie będziecie mogli liczyć dopiero w kwietniu,
bo sezon wciąż trwa. Kiedy będę miał chwilę, będę starał się
wam pomóc, ale niczego nie obiecuję. I muszę już lecieć –
Szybko
zerwał się ze swojego miejsca.
–
Mieliśmy
dopiero jedne zajęcia!
–
Studia
są dla mnie ważne, ale skoki ważniejsze. Cześć –
zwrócił
się do nas i zniknął za przeszklonymi drzwiami. Jego oddalająca
się sylwetka długo majaczyła mi przed oczami. Berit nieznacznie
się skrzywiła i również nas opuściła.
–
Chyba
będziemy zdani tylko na siebie –
zaśmiał
się Aksel. Niepewnie odwzajemniłam jego gest. Może z jego pomocą
jakoś to przeżyję. Dopiłam zimną kawę, po czym obładowana
książkami ruszyłam do sali na pierwszym piętrze. Miałam już
dość.
Deszcz
bębnił w szyby. Popołudniowa mżawka zmieniła się z prawdziwą
ulewę. Ciężkie chmury zdobiły niebo, trzaskały pioruny, burza
krążyła nad nami. Przetarłam zmęczone oczy, oparłam się o
chłodną ścianę. Ściągnęłam okulary, ostrożnie położyłam
je na stoliku. Odrzuciłam na bok notatki. Wiedziałam, że już
niczego nie przyswoję. Było zbyt późno, a ja byłam za bardzo
sfrustrowana i przybita. Muzyka
grała cicho, jej smutne tony tylko pogłębiały mój okropny
nastrój. Naciągnęłam mocniej rękawy grubego swetra. Śnieg
majaczył za oknem, a ja próbowałam objąć rozumem zmieniającą
się pogodę. Odpłynęłam myślami gdzieś bardzo daleko. Pracujące
wycieraczki, zamazana droga, mama za kierownicą, huk, stuk i krew.
Dużo krwi. Tragedia, która rozerwała naszą rodzinę na strzępy.
Śmierć młodszego brata. Rozbita głowa mamy. Uwięzione nogi taty.
I ja. Zadrapana, ale żywa. Po wypadku życie nie było już życiem.
Mama mnie obwiniała. Bo nigdy mnie nie kochała. Bo nigdy nie byłam
dla niej wystarczająca. To ja miałam zginąć, a nie jej
ukochany, wymarzony syn. Nie mogła na mnie patrzeć, nie mogła
przebywać ze mną pod jednym dachem. Byłam tylko dzieckiem. Nie
potrafiłam jej zrozumieć. Ale teraz już rozumiałam. Rozwód
rodziców przyjęłam z ulgą. Mama mnie nie chciała. A tata mnie
kochał. Mama zrzekła się praw rodzicielskich, a tata otoczył mnie
opieką. I miłością. Dbał o mnie, troszczył się o mnie.
Był przy mnie. Mama została w Trondheim, my przeprowadziliśmy się
do stolicy. By zacząć żyć na nowo. Ze sobą. Nasza dwójka.
Pospiesznie otarłam łzy rękawem wysłużonego, pachnącego swetra.
Odblokowałam telefon, pisnęłam ze szczęścia. To dlatego się
spieszył. Wracał po przerwie spowodowanej wirusem. Był w składzie
na jutrzejsze i niedzielne zawody Pucharu Kontynentalnego w Renie.
Lubił
te skocznie, lubił tam być, lubił tam skakać, bo zawsze dobrze
się tam czuł. Spojrzałam na zieloną kropkę. Moja mała
tajemnica.
***
Witam!
Jaką tajemnicę skrywa Elin? ^^