Sekundy, w których mogłam mieć Cię w swoich ramionach, były najcenniejszymi sekundami w moim życiu. Długo analizowałam pytanie, które Ci zadałam. Obawiałam się najgorszego. Że mnie wyśmiejesz. Że pomyślisz o mnie źle. Że wyjdziesz zostawiając mnie z potrzaskanym sercem. Nie zrobiłeś tego. Swoim odruchem kompletnie mnie zaskoczyłeś. Objąłeś mnie, a ja wstrzymałam oddech. Nie mogłam pojąć, że to się dzieje. Tak długo o tym marzyłam. Nie sądziłam, że to marzenie zostanie spełnione w takich okolicznościach. W moim domu, w moim pokoju. Odkryłam przed Tobą swoją słabość, a Ty ze mną zostałeś. Zaopiekowałeś się mną przez chwilę. Zaoferowałeś swoje wsparcie. Bardzo to doceniłam. Twoje ramiona były szczupłe, ale dawały mi upragnione ukojenie. Były bezpiecznym schronem. Bo ochroniłeś mnie. Przed kolejnymi łzami. Przed wysuwającymi się na pierwszy plan wspomnieniami. Ochroniłeś mnie przed samą sobą. Dokładnie tego potrzebowałam. Potrzebowałam Ciebie. Twojego dotyku. Pamiętałam go jak przez mgłę. Czułam Twoje dłonie na moich plecach. Uspokajało mnie to. Drżałam i wiedziałam, że Ty wyczuwasz to drżenie. Pewnie pomyślałeś, że to z powodu bolesnych wspomnień. To nie była prawda. To była reakcja na Twoją bliskość. Kiedy oparłam głowę o Twoje ramię… Naprawdę poczułam się tak, jakbym była w domu. Twój zapach był męski. Był Twój, co wystarczyło, by stał się moim ulubionym. Chciałam przeciągnąć te sekundy w nieskończoność, jednak wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Czułam, że i tak pozwoliłam sobie na wiele i nie chciałam przeciągać struny. Bo nie wiedziałam, czy mogę więcej. Z bólem odsunęłam się od Ciebie. Spojrzałeś na mnie z uśmiechem, a to spojrzenie dotarło do mnie całej. Było mocne i szczere. Nie miałam pojęcia, co oznacza, ale nie wymyśliłam go sobie. Kiedy wyszedłeś, kiedy usłyszałam trzask zamykanych drzwi, kiedy zostałam sama… Dopiero wtedy pozwoliłam sobie na płacz. Wstrząsnął moim ciałem dogłębnie. Osunęłam się po ścianie, skuliłam się. Łzy płynęły z moich policzków. Były gorące i szczere. Tak jak moja miłość do Ciebie. Ten moment był nasz, nie miałam, co do tego złudzeń. Był krótki, ale był nasz. Już za Tobą tęskniłam. Bo wiedziałam, że odtąd będę tęsknić do tego momentu. Do krótkiego, ukradzionego momentu, gdzie naprawdę byłam szczęśliwa. Co Ty ze mną zrobiłeś? Jak miałam przestać o Tobie myśleć? Jak miałam wymazać Cię z głowy? Jak miałam zmusić moje serce, by przestało Cię kochać? To zaszło za daleko. Moja miłość do Ciebie… Czy Ty jej potrzebowałeś? Umiałeś się bez niej obejść. Funkcjonowałeś, śmiałeś się. Ja bez Ciebie byłam nikim. Ja potrzebowałam Twojej miłości. Potrzebowałam Twojej obecności. Potrzebowałam Twoich ramion. Twoich dłoni. Twojego zapachu. Twojego uśmiechu. Potrzebowałam Ciebie w moim życiu. I potrzebowałam Ciebie do życia.
Oslo,
28.02.2022 r.
Ostatni
dzień miesiąca był dniem, w którym znów mieliśmy się spotkać.
Od samego rana była kłębkiem nerwów, czego nie mógł nie
zauważyć tata. Pytał, co się dzieje, ale zapewniłam go, że nic.
Nie uwierzył mi, ale nie wnikał. Ten tydzień był zwariowany,
pełen napięcia i stresu na uczelni. Miałam wrażenie, że
wykładowcy oszaleli z ilością materiałów do przyswojenia.
Czułam, że ten semestr będzie ciężki, ale nie przypuszczałam,
że aż tak. Przez ten tydzień… Na uczelni widzieliśmy się raz.
Jeden jedyny raz. Nie rozmawialiśmy ze sobą, co niespecjalnie mnie
zdziwiło. Byłam tchórzem. Kiedy Aksel, Berit i Fredrik zebrali się
w grupce, by ustalić, kiedy mamy się u niego spotkać, uciekłam.
Po prostu uciekłam, bo nie byłam gotowa na spotkanie z nim twarzą
w twarz po ostatnim incydencie. Bo bałam się jego reakcji na mój
widok. Bałam się, że nie zwróci na mnie uwagi, że będzie unikał
mojego spojrzenia, że nie odezwie się do mnie. Byłam taka głupia.
Ale to wszystko działo się w mojej głowie. Wszystkie
wątpliwości, wszystkie zwątpienia. Moja głowa, mój umysł, moja
krucha psychika… To były przyczyny mojej życiowej porażki. Nie
potrafiłam normalnie funkcjonować wśród ludzi. Od zawsze byłam
skazana na stracenie. Wypadek, śmierć brata, odejście mamy… To
był gwóźdź do trumny. Od tamtej chwili czułam zaciskającą się
wokół mnie pętlę. Dusiła mnie, wmawiała mi, że jestem gorsza
od innych, że nie osiągnę sukcesu, że będę samotna do ostatnich
chwil. Poddałam się tym myślom, bo nie umiałam walczyć o
swoje szczęście. Wiecznie przegrywałam. Na każdej płaszczyźnie.
Tata mówił mi, że byłam silna, ale nie byłam silna. Byłam
słaba, osamotniona i wiecznie smutna. Nie potrafiłam się
uśmiechać, moje oczy były zlęknione. Wyzierała z nich rozpacz.
Postawa mojego ciała była rozpaczą, a ja zastanawiałam się, ile
jeszcze wytrzymam. Bo było coraz gorzej.
Majaczące
przede mną drzwi były wyzwaniem. Wzięłam się jednak w garść i
nacisnęłam dzwonek. Podróż metrem była katorgą. Chciałam
zawrócić, wykpić się, ale wiedziałam, że nie mogłam tego
zrobić. Ten projekt był dla mnie ważny. Fredrik był dla mnie
ważny. Zaklęłam pod nosem słysząc dobiegający hałas. Zbliżał
się.
–
Cześć, Elin, wejdź – przepuścił
mnie w drzwiach.
–
Cześć, Fredrik – wyjąkałam.
Ściągnęłam kurtkę, odwiesiłam ją na wieszak. Zmarszczyłam
nos.
–
Jesteś pierwsza – wyjaśnił mi, a
mnie sparaliżowało. Dosłownie. Nie mogłam zrobić kroku, czułam
przyspieszone bicie serca. Nie przygotowałam się na taki
scenariusz. – No może nie do końca… – Mruknął. Podążyłam
za jego spojrzeniem. W mgnieniu oka rozpoznałam jego kolegę z
drużyny. – Kawy? – Zapytał.
–
Tak, dzięki – wykrztusiłam. – Z…
–
Tak, zauważyłem u ciebie, że pijemy
taką samą – zaśmiał się znikając w kuchni. Zdenerwowana
wykręciłam palce. Poznawanie nowych ludzi nie było moją mocną
stroną.
–
Cześć, jestem Bendik – chudy chłopak
wyciągnął do mnie rękę. Ścisnęłam ją, odrobinę za mocno.
–
Elin, miło mi – wyjąkałam z trudem.
Przeszliśmy do salonu, a ja rozgościłam się na wygodnej kanapie.
Byłam u niego w domu.
–
Fredrik nie kłamał – stwierdził
przypatrując mi się z uwagą. Niechętnie odciągnęłam wzrok od
ramek ze zdjęciami, które przedstawiały małego skoczka wraz z
rodzicami i siostrą i spojrzałam na Bendika. – Że jesteś
ładna – Dokończył parskając śmiechem na widok mojej
przestraszonej miny. Nie wiedziałam, jak zareagować. Spuściłam
głowę czując zbliżający się atak paniki. Kpił sobie ze mnie.
Musiał ze mnie kpić. Dostrzegł, że jestem przewrażliwiona i
wykorzystał to. Fredrik nie mógł tak o mnie powiedzieć. Po prostu
nie mógł. Samo wyobrażenie sobie, że rozmawia o mnie z kolegami
było śmieszne. I niedorzeczne.
–
Proszę, Elin – z opresji wybawił mnie
blondyn. Postawił przede mną kubek gorącej kawy. Podziękowałam
mu skinieniem głowy. – Aksel i Berit powinni zjawić się lada
moment. A przynajmniej mam taką nadzieję, bo nie mam całego
dnia!
–
Możemy zacząć bez nich… –
zaproponowałam nieśmiało. Mój mózg w jego obecności nie działał
normalnie. Już raz się o tym przekonałam, ale nie umiałam trzymać
języka za zębami.
–
To kusząca propozycja! – rozpromienił
się. – Bendik, zjeżdżaj, mamy poważne rzeczy do roboty.
–
Widzimy się jutro! Cześć, Elin! –
pożegnał się i wyszedł. Odetchnęłam z ulgą. Chwilową. Bo
dotarło do mnie, że teraz naprawdę jesteśmy sami.
–
To… Od czego zaczynamy? – zapytałam
sięgając po notatki. Fredrik zdecydował się na taki sam ruch.
Nasze palce na chwilę zamarły we wspólnym dotyku. Pospiesznie
cofnęłam dłoń. Musiałam się skupić. Musiałam. – Myślałam
nad… – Wskazałam na skomplikowany wykres, który zrobiliśmy
podczas spotkania u mnie w domu. – Fredrik?
–
Przepraszam, jestem trochę zamyślony –
przyznał szczerze skruszony. – Nie potrafię skupić się na studiach. W
głowie mam jedynie skoki i zbliżający się Raw Air…
–
Jestem pewna, że świetnie sobie
poradzisz! – zapewniłam go. – Twoje ostatnie wyniki w
Pucharze Kontynentalnym były świetne!
–
Och! Nie miałem pojęcia, że
interesujesz się skokami! – rozpromienił się pokazując mi swój
piękny, przeklęty uśmiech. – Zaskoczyłaś mnie! Oczywiście
pozytywnie.
–
Cieszy mnie to – odparłam. – I tak,
od małego interesuję się skokami – wyznałam. Przyjemnie było z
nim rozmawiać. Projekt zszedł na dalszy plan. Kawa wystygła, a my
siedzieliśmy sami. Dyskutowaliśmy. Śmialiśmy się. Ja się
śmiałam. Rozchodzący się dzwonek do drzwi zakończył naszą
sielankę. Zapomnieliśmy o Berit i Akselu. Fredrik wydawał się być
niepocieszony, gdy szedł otworzyć. Słodkie szczebiotanie
dziewczyny przyprawiło mnie o mdłości. Aksel szybko przeszedł do
rzeczy otwierając laptopa. Wzięłam do ręki notatki, by zająć
się czymś. Potrzebowałam chwili dla siebie, ale teraz było to
niemożliwe.
–
Ach, Fredrik! – Kawa… – Berit
uśmiechnęła się miło.
–
Tak, tak, wiem… Mleko bez laktozy…
–
Pamiętałeś! Zaimponowałeś mi –
mrugnęła do niego opierając się o jego ramię. Zakuło mnie na
ten gest. W moje serce wbiło się stado ostrych igieł. Atakowały
mnie coraz mocniej. By zadać mi ból. Ból tak przenikliwy, ból
rozchodzący się po całym ciele. Ulotne, szczęśliwe chwile
minęły. Czułam się tak, jakby od spędzenia z nim czasu sam na
sam minęły wieki, a nie minuty. Tak jakby wydarzyło się to w
innym życiu. Już nic mnie nie obchodziło. Znów pragnęłam uciec.
Zwinąć się w kłębek, by na nich nie patrzeć. Chciałam zostać
sama ze swoimi myślami. Oczyma wyobraźni widziałam nożyczki
leżące w koszyczku na jednej z półek w łazience. Może taki ból
byłby lepszy? Może przyniósłby mi upragnioną i długo
wyczekiwaną ulgę? Czas płynął, projekt zapełniał się. Znowu
wiodłam prym, ale nie czułam nic poza rozdzierającą mnie pustką.
Był obok, ale jakby go nie było. Ja też byłam, ale jakbym nie
istniała. Może tak byłoby lepiej.
–
Koniec na dziś! – zarządził Aksel. –
Następne spotkanie u mnie – Dodał. – Pewnie po skończeniu
sezonu, prawda Fredrik?
–
Tak byłoby najlepiej, dzięki za
wyrozumiałość – blondyn uśmiechnął się z wdzięcznością.
Razem z Akselem pozbieraliśmy swoje rzeczy.
–
Berit, idziesz z nami? – spytał.
–
Umm, nie – odparła patrząc na
Fredrika. Zamknęłam oczy. Bolało mnie ciało i dusza.
–
No to cześć! – pożegnaliśmy się i
opuściliśmy dom skoczka. Rozstałam się z Akselem na sąsiedniej
ulicy. Nie mogłam oddychać. Nie chciałam oddychać. Chciałam
umrzeć. On i Berit…? Co ja głupia sobie myślałam?
Czekając na metro rozpłakałam się jak małe dziecko. Płakałam
histerycznie, płakałam bez opamiętania. Płakałam bez końca.
Płakałam, bo naprawdę chciałam umrzeć. Pragnęłam dołączyć
do brata, by się nim zaopiekować. Tutaj nie miałam po co żyć.
***
Witam!
Czy do Elin wreszcie uśmiechnie się prawdziwe szczęście?